17 czerwca grupa śmiałków z klasy IIE pod kierownictwem sorki Katarzyny Wygockiej, Anny Sobolewskiej, Anny Urbańskiej, Agnieszki Jóźwiak wybrała się na wyprawę biologiczną. Za cel swojej podróży obrała Las w Łagiewnikach.
Ów wyjazd z pozoru przypominał zwykłą wycieczkę szkolną, lecz wraz z każdym pokonanym kilometrem zdawaliśmy sobie sprawę z nadchodzącego niebezpieczeństwa. Atmosfera z każdą minutą zagęszczała się a napięcie rosło. W końcu dojechaliśmy. Z pozoru przyjemny dla oka ośrodek z białymi oknami i zielonymi drzwiami. Wielu z nas sam wygląd budynku wydał się już podejrzany, a dobór kolorów nieprzypadkowy. Pierwszym widokiem, który ukazał się naszym oczom to sala wykładowa niczym nie różniąca się od klasy w naszej szkole. To wywołało pierwszą falę stanów lękowych wśród uczestników wycieczki. Gdy sytuacja ustabilizowała się na salę wszedł mężczyzna z wyraźnym zarostem świadczącym o jego doświadczeniu i mądrości. Od razu wzbudził nasze zaufanie. BŁĄD ! Jego wygląd był tylko przykrywką do rozpoczęcia pierwszego etapu nieludzkich tortur jakimi były pytania dotyczące ekosystemu, biocenozy, biotopu itp. Na twarzach młodych przyrodników wyraźnie rysował się strach…W powietrzu unosił a się woń desperacji. Wielu zwątpiło , lecz odwrotu już nie było…Po krótkiej i łatwej powtórce do matury przyszła druga fala, tym razem masowych ……”omdleń”, lecz kolejna przerwa „ na siusiu” uratowała sytuację. Chwilę później trzymaliśmy już w rękach narzędzia do walki z bezkręgowcami , którymi były siatki, kosze , kuwety zestawy młodego biologa, odczynniki, instrukcje napisane w 8 językach. Instruktor sobie zostawił zaawansowane nowinki technologiczne…..Przerażeni wyruszyliśmy na łowy. Liczyliśmy, że mogą być straty liczebne więc spisaliśmy ostatnie posty i udostępniliśmy je na facebook’u. Zrobiliśmy sobie przed wyjściem zdjęcie , aby historia o nas nie zapomniała. Wyruszyliśmy przed siebie. Mimo młodego wieku nie mogliśmy liczyć na taryfę ulgową, dlatego też stawiliśmy czoła wszelakim podmuchom wiatru, niskim temperaturom i dzikiej faunie i florze atakującej nas przy każdej możliwej okazji „gotowej dać nam z liścia” gdy choćby na chwilę traciliśmy czujność. Po długiej pielgrzymce do stawów obiecanych zasiedliliśmy je przy brzegu. Gdy już rozstawiliśmy sprzęt i opracowaliśmy taktykę, zbadaliśmy warunki pogodowe i rozpoczęliśmy natarcie na niebezpieczne organizmy. Pomimo dominacji małych bezkręgowców nasze wojsko zyskało miażdżącą przewagę nad przeciwnikiem. Za ostateczny cios należy uznać wyłowienie 6 pijawek końskich oraz bardzo licznych oddziałów wodnych larw i owadów. Wraz z każdym wyłowionym gatunkiem nasz apetyt na kolejne zwycięstwa rósł w siłę, lecz nasze ambicje zostały stłumione tymczasowym zawieszeniem broni. Wierzyliśmy, zarówno w to, że nasz trud i poświęcenie nie pójdą na marne, jak i to,że za rok, na maturze w 2015 roku zostanie on doceniony…..